poniedziałek, 25 czerwca 2007

11 czerwca 2007 (wieczór)

Irlandzka poezja…

Pierwszy przystanek: Galway, Irlandia.
Po kilku godzinach lotu i dwóch przesiadkach (Frankfurt, Dublin) dotarliśmy na miejsce spotkania SUPER. Po drodze spotkała nas miła niespodzianka – nie musieliśmy odbierać naszych bagaży na lotnisku w Dublinie! Wiedzą o tym zapewne nieliczni, więc spieszymy z wyjaśnieniem – takie rzeczy się tam jeszcze nie zdarzyły! Od jakichś kilku o ile nie od kilkunastu lat! Ale jak się na tym trochę zastanowić to jeśli obsługa lotniska miała do wyboru – nabawić się przepukliny dźwigając nasze 30-kilogramowe torby podróżne, czy też ten jeden jedyny raz zrobić wyjątek (i tym samym ustanowić precedens na skalę światową!) i przetransportować nasze bagaże od razu do następnego samolotu (redukując dwukrotnie konieczność pokonania siły grawitacji działającej na nasze walizki ;-) - to decyzja była oczywista. Do hotelu dojechaliśmy wieczorem, po czym zostawiliśmy nasze walizki w bezpiecznym miejscu (tak nam się przynajmniej wydawało ;-) ) czyli w pokojach i ruszyliśmy na podbój Galway z zamiarem obejrzenia całego miasta i co najciekawsze… udało się nam to ;-) Galway zrobiło na nas wrażenie sympatycznego irlandzkiego miasteczka… czuliśmy się prawie jak w domu, zwłaszcza, że trudno było nie spotkać osób, które naturalniej posługiwały się językiem polskim niż angielskim ;-) A poza tym spotkaliśmy Oscara Wilde’a z kolegą i przyłączyliśmy się do krótkiej dyskusji nad irlandzką poezją. Potem kolacyjka i… trzy dni ciężkiej pracy.

Oto my z Oscarem Wilde'm ;-)

Główny deptak w Galway - tym razem bez nas ;-)

Katedra (bynajmniej nie Informatyki Ekonomicznej :-P )- położona na drugim końcu miasta - do osiągnięcia w 15 minut od naszego hotelu ;-) (który zreszta był w centrum ;-))


I najbardziej zrelaksowani mieszkańcy Galway w oczekiwaniu na kolację ;-)

Brak komentarzy: