Kosmetyki potrzebne… od zaraz!
Cel pierwszy: odchudzić walizki. Po przestudiowaniu stron internetowych okazało się, że limit bagażu na lot do Australii wynosi nie 30 (jak niektórzy nam wmawiali!), a 20 kg… A za każdy kilogram płaci się jak za równowartość sztabki złota. W związku z tym stwierdziłyśmy, że póki jeszcze można odchudzimy walizki i korzystając z uprzejmości Tomka nadmiarowe rzeczy wyślemy z powrotem do Polski. No i przedłużacz, parasolka, szampony, mydła w płynie i inne ciężkie kosmetyki pojechały do kraju… Najciekawsze w tym to, że Pan z Lotniska w Galway chyba także zrozumiał nasz problem i w związku z tym przyłączył się do akcji zabierania kosmetyków… Niestety przy okazji zabrał także prezent dla Anety! Ale udało się uratować szczoteczkę do zębów ;-)) Agata, jednak nie wybaczy mu swojego Mexx’a, którego nie można było odkupić ani na lotnisku w Dublinie, ani w Londynie, ani tym bardziej w Brisbane …
Potem było już spokojniej – miły Pan na lotnisku w Dublinie, który poprawiając błąd polskiego biura podróży zapewnił nam nie tylko miejsce w samolocie, ale ulgowe traktowanie naszego nadbagażu ;-) Po czym pojechałyśmy do hotelu, gdzie powitała nas urocza recepcjonistka o wdzięcznym imieniu Katy z którą nie zamieniłyśmy ani jednego słowa po angielsku gdy nam opowiadała jak to polityka hotelu zabrania jej posługiwania się jej prawdziwym imieniem! Co za dyskryminacja Katarzyn!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz