Pierwszy dzień w SAP i przeprowadzka. Kolejny dzień obfitujący w mnóstwo wrażeń. Rano CityCatem pojechałyśmy wraz z Markiem do pracy (CityCat to katamaran pływający po rzece Brisbane). SAP przywitał nas bardzo przyjaźnie, ale o tym w innym blogu ;-) Wieczorem natomiast pojechałyśmy po zakupy gdzie czekało nas pierwsze wyzwanie – znalezienie czegoś jadalnego bez obniżonej zawartości tłuszczu! A potem do naszego nowego domu. Pierwsze chwile w nim poświęciłyśmy na przystosowanie go do naszego w nim mieszkania – zagospodarowałyśmy szafki, lodówkę, spiżarnię, wylosowałyśmy sypialnie… I po kilku godzinach zabawy z odkurzaczem, ścierką i detergentami, poszłyśmy spać… Noc okazała się być długa i to nie ze względu na oposy tańczące na dachu, czy hałaśliwych sąsiadów, ale temperaturę. Temperatura w nocy spadła do około 3 stopni powyżej zera, jednak ze względu na wiatr w naszym ślicznym, białym domku odczuwalnie było dużo mniej. Nie byłby to problem w Polsce, jednak technologia budowania Queenslanderów jest trochę inna od klasycznego polskiego domu i przypomina trochę domki letniskowe. Jeśli dodamy do tego, że domki te posadowione są na palach i ktoś zapomniał o podbitce podłogi od spodu – można sobie łatwo wyobrazić jak utrzymuje on temperaturę ;-) Jest to jego niewyobrażalna zaleta w lecie, ale teraz mamy zimę! Brr…
A oto nasz domek od frontu!
I od ogrodu ;-) Widać kurzą stopkę ;-))
I widok z werandy - będzie można na niej urządzić grill'a, jak się ociepli ;-))
Aha - no i wszędzie mamy pod górkę - zarówno do pracy, jak i do domu - oto nasza ulica ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz