…już o 8 jest pobudka. Dla nowoprzybyłych godzina pobudki nie ma znaczenia, nasi gospodarze postanowili jednak do nas dołączyć ;-) I po śniadanku zebraliśmy się do wyjazdu na Sunshine Coast. A jeśli się już przyjechało się do Australii – to na dobry początek należy zacząć od wina (niezależnie od pory dnia), najlepiej serwowanego w lokalnej winiarni na Sunshine Coast. Nasz grecki sommelier w Winiarni polecił nam zresztą nie tylko wina, a i następne miejsce do którego powinniśmy się udać – punkt widokowy na Glashouse Mountains stanowiący zresztą punkt wyjścia do wycieczki w niesamowity las deszczowy!
10:00 AM: Zaczynamy dzień od testowania wina ;-) Potem może być już tylko ciekawiej...
Glashouse Mountains - podobno w nich obija się ocean...
Aktywności w lesie deszczowym mogą być bardzo różne... Zwykle chodziliśmy jednak po wyznaczonych szlakach ;-)
I znajdowaliśmy różne ciekawe rzeczy - te ziarna wielkości kasztana znajdowały się w powiększonej (australijskiej) wersji strączka groszku.
A wieczorem odebrałyśmy pierwszy komplet kluczy do naszego australijskiego domu – ślicznego, białego Queenslandera ;-) O nim jutro...
To był jednak dopiero początek – kolejnym punktem naszej wyprawy okazał się być Big Pineapple (bo w Australii wszystko powinno być „big” – przynajmniej w kontekście południowej półkuli) – i plantacja ananasów (które nie rosną na palmach! tylko na małych krzaczkach) dokąd wstąpiliśmy po drodze do Eumundi – miejscowości, którą wybraliśmy, jako miejsce naszego lunchu – jako że odbywał się tam doroczny Ford Festiwal. Po raz kolejny potwierdziło się jednak przysłowie, że kto późno przychodzi sam sobie szkodzi. Bowiem kiedy już zdecydowaliśmy się na lunch do wyboru pozostał hot dog bez bułki, ale za to w chlebie tostowym, szaszłyki z kurczaka, ale już bez orzeszków – ale za to z sałatą i ryż na słodko ;-) Sok na szczęście mieliśmy ze sobą ;-)) Po lunchu czym prędzej udaliśmy się do Noosa Heads – miejscowości położonej nad Pacyfikiem. Plaża, ocean i … wiatr. Jednak nie przestraszył nas na dobre bowiem udaliśmy się do Noosa Heads National Park – gdzie idąc ścieżką nad Pacyfikiem podziwialiśmy niesamowite widoki aż do zmroku. Naprawdę niesamowite!
Wielki Ananas - pierwsza z wielkich ;-) atrakcji turystycznych - w środku ma pokaz pakowania ananasów do puszek ;-)
Poniżej widoki ze spaceru nad Pacyfikiem w Noosa Heads...
A wieczorem odebrałyśmy pierwszy komplet kluczy do naszego australijskiego domu – ślicznego, białego Queenslandera ;-) O nim jutro...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz