Spalone słońcem następny dzień postanowiłyśmy spędzić w lesie ;-) Ale nie byle jakim! Uznawane za jedno z najbardziej urokliwych miejsc Mount Tambourine przywitało nas swoimi jakże różnorodnymi szlakami. Wodospady, lub lepiej miejsca, gdzie powinny się znajdować ;-) Ale przede wszystkim palmy, palmy, palmy! Takiego lasu tutaj jeszcze nie widziałyśmy – niesamowite lasy palmowe, wśród których od czasu do czasu można było znaleźć i fig tree – drzewo pasożyta. Tak naprawdę to nie był to ani las deszczowy, ani busz, jaki do tej pory znałyśmy. Jednym słowem – inny i wspaniały.
Ale oprócz lokalnej flory i wodospadów, których nie było, spotkałyśmy także przedstawiciela miejscowej fauny. I trzeba przyznać, że stał się obiektem wielu zdjęć… Ku zdumieniu większości osób wokół. Do tego zdążyłyśmy się już jednak przyzwyczaić… (zdjęcie postanowiło się nie obrócić...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz