Kolejny dzień to podróż w miejsce, gdzie każdy Polak pojechać musi. Kościuszko National park. Chyba największy park Australii, który kilka lat temu został w 2/3 strawiony przez ogień. Drzewa się jednak nie poddały. I ten park tak zapamiętamy – jako park niesamowitych drzew. Silniejszych niż ogień. Który zawsze kiedyś gaśnie.
A po drodze jechałyśmy przez Prowansję (dokładnie takie zdjęcie było jeszcze wczoraj - 23.10.2007 na Wyborczej)...
Ale drzewa... Najbardziej fascynujące drzewa, jakie widziałyśmy. I to nie tylko w Australii.
...i Nowa Zelandia ;-)
A w oddali widać było nasz cel...
Celem naszej podróży było wspięcie się na Górę Kościuszki. Nie przewidziałyśmy jednego. Tego, że sezon narciarski się jeszcze nie skończył. W odróżnieniu od krajów europejskich śniegu w tym roku było pod dostatkiem. Na tyle dużo, że nasz 6km szlak, którym miałyśmy podążać na szczyt przebiegał środkiem nartostrady, którą narciarze cały czas jeździli… W związku z tym pokręciłyśmy się trochę szukając śladów szlaku i postanowiłyśmy zjechać z powrotem i pojechać na kolejne punkty widokowe… No i powoli w kierunku Sydney.
Celem naszej podróży było wspięcie się na Górę Kościuszki. Nie przewidziałyśmy jednego. Tego, że sezon narciarski się jeszcze nie skończył. W odróżnieniu od krajów europejskich śniegu w tym roku było pod dostatkiem. Na tyle dużo, że nasz 6km szlak, którym miałyśmy podążać na szczyt przebiegał środkiem nartostrady, którą narciarze cały czas jeździli… W związku z tym pokręciłyśmy się trochę szukając śladów szlaku i postanowiłyśmy zjechać z powrotem i pojechać na kolejne punkty widokowe… No i powoli w kierunku Sydney.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz